20kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Zimowe leże gdańskiej „Żeglugi“

00-DSC 9688-nb

Gdzie są statki „Białej Floty“, kiedy ich nie ma? Gdzie są, kiedy nie wypływają w żadne rejsy - ani z Gdyni, ani z Gdańska, ani z Elbląga? Co robią statki „Żeglugi Gdańskiej” w zimie?

Żeby odpowiedzieć sobie na to ważne pytanie, udałem się w głąb Martwej Wisły do gdańskiej dzielnicy Stogi. Tam, tuż obok kilku wieżowców i bloków mieszkalnych z czasow późnego Gierka, przy ulicy Tamka znajduje się baza remontowa „Żeglugi”, zamknięta zazwyczaj dla wścibskich fotografów. Zobaczyć ją można najlepiej z drugiej strony Martwej Wisły, z praktycznie niezamieszkalych terenów zarośniętych trzciną i szuwarami. W szczególnie korzystnej sytuacji są też mieszkańcy bloku polożonego po drugiej stronie ulicy Tamka. Tego dnia zazdrościlem im tego widoku, choć dla nich być może dawno już przestał on być interesujący.

W ten jednak, pogodowo bardzo nieciekawy, grudniowy poranek 2013 los uśmiechnął sie i do mnie. Wkroczylem oto (w wybornym towarzystwie) na teren Bazy. W myślach dokonywałem bilansu – próbując przypomnieć sobie stan posiadania Żeglugi Gdańskiej. „Agat”, „Opal”, „Onyx” i „Rubin” - to cztery katamarany, wyliczałem więc w głowie, tyleż jeziorowców, czyli „Danuta”, „Anita”, „Elżbieta” i „Małgorzata”, dalej reprezentacyjna, piękna „Ewa”, potem zakupiona od Rosjan „Marina”, znana mi dobrze z wycieczek po gdyńskim porcie i dwa (również rosyjskie) Moskwicze, czyli „Smiltyne” i „Smile”. No i jeszcze „Marina” oraz dwa tramwaje rzeczne, płaskie jak patelnia „Soniki” (rosyjskie oczywiście). Najwyraźniej role się odwróciły, kiedyś budowaliśmy na potęgę statki dla Związku Radzieckiego, dziś do obsługi naszych linii pasażerskich kupujemy rosyjski tabor. Związki są jednak nadal ścisłe, a najlepszym przykładem tego jest katamaran „Rubin”, który miał być „Nefrytem”, ale nie został w 1983 odebrany przez państwową wówczas, upadającą Żeglugę Gdańską. Uratowany przez ZSRR, ukończony został jako „Achtiar” i pływał po Morzu Czarnym. Po wielu perypetiach i tułaczkach po różnych krajach i pod różnymi banderami trafił wreszcie w 2007 roku z powrotem na Ojczyzny łono. Ale już nie jako „Nefryt”, tylko „Onyx”. Dlaczego zmienił imię, nie mnie pytać.

Wracając do tematu – w Bazie oczywiście wszystko było inaczej, niż się spodziewałem - czyli jak zwykle, normalnie. Z katamaranów na wodzie był tylko „Opal”. To mnie akurat nie zaskoczyło. „Agat” był przecież w Gdyni, skąd nawet w zimie wychodzi regularnie na pijackie (przepraszam, wolnocłowe) rejsy do Baltijska, dwa pozostałe zaś podejrzewałem na Motławie. Ale reszta statków była prawie w komplecie. Zabrakło tylko „Elżbiety” i „Małgorzaty”. Te zaś, które były, stały powiązane w pęczki. W pierwszym więc, dużym pęczku kolejno „Danuta” i „Anita”, a obok nich „Onyx”, stojące burta w burtę. Całości zaś dopełniał „Smiltyne”, ustawiony w przeciwnym kierunku. Odnotowała to ta druga, ścisła strona mej duszy, która lubi porządek i harmonię.

W drugiej paczce stały dwa „ruskie”, tj „Smile” - ozdobiony nie tylko pełnym herbem Gdańska na dziobie (z lwami), ale i uśmiechniętymi złotymi słoneczkami przy nazwie na obu burtach - oraz „Marina”, która jest, jako jedyna, bardziej niebieska niż biała.

Trzy statki wyciągnięto na brzeg. Nieco z boku stała „na kozłach” „Sonica I”, dwie jednostki były wyslipowane.

Slip to długa pochylnia, na której po szynach, prowadzących z wody na nabrzeżeporusza się specjalny wózek, transportujący statek. W ten sposób może on być łatwo wyciągnięty na brzeg (wyslipowany), aby dokonać przeglądu lub naprawy podwodnej części kadluba, a potem znów zwodowany. Baza Remontowa Żeglugi Gdańskiej ma pięć takich wózków slipowych. Dwa z nich zajmowała teraz „Sonica”, stojąca w glębi placu, na trzech zaś spoczywała w pobliżu wody „Ewa”, chyba najpiękniejsza dama Białej Floty, jaka się kiedykolwiek narodziła. Nic dziwnego, „Ewa” należy do serii nadzwyczaj udanych ośmiu statków zatokowych SZ-390 (prawie identycznych z poprzedzającą je serią 10 statków Sz-600), zaprojektowanych przez Biuro Konstrukcji Taboru Morskiego w Gdańsku. Jedna z serii, a jednak wyjątkowa! „Ewa” bowiem od początku pomyślana była jako statek reprezentacyjny, co jest ewenementem w dziejach budownictwa okrętowego w Polsce. Podobna do swych nadobnych sióstr (wszystkie nosiły imiona żeńskie), ale jeszcze elegantsza, jeszcze piękniejsza, ze zmienioną architekturą i inaczej rozplanowanym wnętrzem, „Ewa” gościła na pokładach przeróżnych „ważnych” i „ważniejszych”.

A teraz i ja mogłem podziwiać ją w pełnej krasie, wyslipowaną, wyciągniętą z wody. Wyglądała modelowo (także dosłownie, budowałem bowiem kiedyś papierowy model „Rozy Wenedy”) i zachwycała mnie nadal tak, jak w czasach, kiedy zobaczyłem ją jako dziecko po raz pierwszy (a było to w drugiej połowie lat 60tych). Byla bez makijażu, ale tak naprawdę nic się nie zmieniła i nadal była urzekająca. Ach, Ewa! „To była miłość od pierwszego wejrzenia” – mogę powtórzyć za Josephem Hellerem. Tyle, że Yossarian z Paragrafu 22 zakochał się w kapelanie, a ja w dwóch Ewach. I to właśnie jedna z nich.

A pozwólcie powiedzieć, że w uczuciach jestem stały.

Pomimo więc, że „Ewie” siłą rzeczy poświęcam więcej uwagi, przyznać muszę, że w Bazie zaskoczony byłem nie tylko wielością wrażeń przy podziwianiu „normalnych” statków Zeglugi, ale i paroma innymi jednostkami, których tam w ogóle nie podejrzewałem. A już naprawdę niezatarte wrażenie zrobiły na mnie wodoloty – lub to, co z nich jeszcze pozostało. Wrażeń tych jest tyle, że postanowiłem spisać je w osobnej relacji. Dlatego też teraz na zdjęciach wodolotów szukać na próżno, nie zobaczycie z nich nic (albo bardzo niewiele).

Ale zimowe leże statków „Żeglugi Gdańskiej” nie będzie już dla was tajemnicą!

© Antoni Dubowicz 2014

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Komentarze  

0 #1 neptun 2020-04-11 21:20
a Co to za wodoloty stoją za Sonicą i z lewej strony Merlina-2? A jak sią nazywa statek z prawej strony Merlina? Na force cnie można przeczytać.....
Cytować

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: